Dlaczego nie pomogli - ostatniastacja.pl

Przejdź do treści

Menu główne:

Psyche
Dlaczego nie pomogli?
(2018-04-15).
Pretekstem do napisania niniejszego artykułu, jest wydarzenie, które miało miejsce 2018-04-07 w Świebodzinie (patrz: link). W skrócie: na górze kłęby dymu, ogień, na dole zgromadzenie gapiów cykających foteczki i nagrywających smartfonami ów pożar, na fejsiku lajki, na insta żer dla folołersów, a w grupie rówieśniczej prestiż, że ho, ho! Taka sytuacja…
Anonimowe komentarze pod artykułem (screen) sugerują, że było inaczej, niż w relacji, że dzwoniono, że no przecież, że no ale jak to! Nie miałem jeszcze czasu, sprawdzić, czy artykuł mija się z prawdą, czy nie, nie wiem, nie znam się, nie orientuję, zarobiony jestem.

Jak się komuś będzie chciało chcieć, starczy potwierdzić jeden fakt: czy w momencie gdy J.T. powiadomił straż, były wcześniejsze zgłoszenia?
Jeżeli nie było, święte oburzenie w komentarzach, traktujemy jako nieświęte, a jako takiemu nie wierzymy, bo głupio wierzyć w nieświętości. Jeśli były prawdziwe, a-a-a to przepraszam, można nie czytać dalej, ale lepiej czytać, bo sytuacja kiedy coś się dzieje poważnego, osobliwie komuś krzywda, a nie ma reakcji na zdarzenie, jest dość uniwersalna.

W niniejszym wpisie, chciałbym, opierając się na koncepcjach z zakresu psychologii społecznej, wskazać potencjalne źródła zachowania, w którym grupa obserwatorów, nie reaguje, mimo że obiektem ich obserwacji mogą być wydarzenia, które mogą zagrażać życiu lub mieniu innych ludzi. Albo inaczej, jak to jest, że nie ma reakcji, choćby wydawałoby się, że jakaś powinna być?

Generalnie, tak zwane prospołeczne zachowania (albo troszkę upraszczając gotowość do niesienia pomocy) mogą mieć różne źródła (żeby to brzmiało naukowo w psychologii nazywa się to  determinantami), a pokazuje to rysunek:
Dziś, nie będę opowiadał tu o źródłach gatunkowych, bo w pracy nie używam i musiałbym sobie to i owo przypomnieć, sporo drzew już na to poszło i można samemu poczytać, osobnicze (czyli dotyczące samej osoby) zostawię sobie może na inny raz, ale żeby nie wyjść na patentowanego lenia źródła sytuacyjne, to będzie to nad czym się razem pochylimy!
 
Nim do tego przejdziemy, tytułem wstępu zapoznajmy się z modelem procesów poznawczych, które musi przebyć świadek, aby podjąć czynności interwencyjne.

Zagadnienie 1 – Typ środowiska

W naszym kręgu geograficznym i kulturowym istnieje z dawna zakorzeniony podział na miastowych i wieśniaków (tylko mi tu bez obrazy, sam byłem na wsi chowany, później w małym miasteczku, za tym studia w większym, trochę też się było w stolycy – o! i tu dopiero zajarzyłem co to wiocha jest!), no ale do tematu. Zapewne część z Was domyśla się, które środowisko jest bardziej skłonne do pomocy?

Tak jest! Na wsi o pomoc łatwiej. Jako dowód mogą posłużyć zarówno opowieści i doświadczenia każdego z nas (no ale sorry, nie spełniają one wymogów eksperymentu naukowego – i jakkolwiek nabijam się czasem ze swojego fachu, to tam gdzie stosowana jest twarda metodologia, czyli konkretne, policzalne i sensownie zaplanowane eksperymenty, lipy nie ma), a zatem są i konkretne badania (por. Milgram 1970, Steblay 1987, Amato 1983). Z tych badań wynurza się hipoteza przeładowania urbanistycznego. Sformułował ją Milgram, jako przekonanie, że mieszkańcy miast, broniąc się przed nadmiarem stymulacji, jakich dostarcza im to miejskie życie, wykazują tendencję do zamykania się w sobie i unikania kontaktów z innymi ludźmi. Steblay, uszczegółowiła, że chodzi jednak bardziej o warunki jakie stwarza otoczenie, a nie o to kto gdzie się urodził i wychował.

Fakt jest, jaki jest, mieszczuch na wsi jest bardziej pomocny niż w mieście – jakby co to jest taka ten, no aluzyjka szczególnie napływowym w stolycy pewnego pięknego kraju...

Nie mogę potwierdzić, czy Świebodzin jest naprawdę tak wielkomiejski, że tymi swoimi podnietami dech zapiera (chociaż coś tam się wie, byłem tu raz na weselu Michała i Małgorzaty), jednak jak się wydaje ludzie filmujący smartfonami zdarzenie właśnie bodźców szukali… Więc pomysł na nadmiar bodźców i ich unikanie to się tu nie sprawdza.

A zatem, wypada jedynie powiedzieć (i zapamiętać), że taka hipoteza istnieje, a jako źródło może wytłumaczyć dlaczego ludzie nie zgłaszają nigdzie, że sąsiad bije żonę, (albo żona sąsiada), no ale jak już powiedziałem, świebodzińskich przypadków ognistych nie wyjaśnia.

Zagadnienie 2 – Liczba świadków

Logika podpowiadałaby, że w przypadku nagłego zdarzenia, wypadku, wielu świadków, wygenerowałoby wiele zgłoszeń i zwiększyło szansę na udzielenie pomocy. Nie będę się wygłupiał, bo chociaż jestem grafomanem, to nie tak wielkim jak mówi żona, a zatem nie będę się rozpisywał, od razu powiem, jakkolwiek jest to logiczne, jest to jednak nieprawda!

Jest coś takiego, co nazwano efektem widza (Latane i Darley 1968), działa on tak: im więcej świadków, tym mniejsza szansa, że którykolwiek z nich podejmie interwencję.
Brzmi mało prawdopodobnie? A jednak przeprowadzono masę eksperymentów, w których zależność się potwierdziła, pal sześć te eksperymenty, niestety życie także tą hipotezę potwierdza.

Eksperyment Latane i Darley (1970)

Podczas eksperymentu obserwowano jak zachowają się osoby, reagując na dym, w zależności od scenariusza kontrolowanego przez badaczy. Podczas gdy osoby badane wypełniały kwestionariusze (decepcja - żeby odwrócić ich uwagę od rzeczywistego przebiegu badania, poproszono ich o coś innego), do pomieszczenia zaczynał z kraty wentylacyjnej wnikać dym.
Zmienną niezależną (czyli taką, której badacz nie bada, ale którą manipuluje) było otoczenie społeczne, osoby badane: a/ siedziały same w pokoju, b/ siedziały z dwiema przypadkowymi osobami, c/ siedziały z dwójką, udających normalnych badanych, współpracowników eksperymentatora, którzy nie reagowali na zagrożenie. Badacze sprawdzali jak szybko u badanych wystąpi reakacja i zgłoszenie zagrożenia.

Jak pokazują wyniki, osoba, która jest zupełnie sama, chętniej udzieli pomocy, niż ta, która jest z innymi. Jeżeli osoby będą pasywne, udziela się to osobie badanej.
Eksperyment Darley i Latane (1970)

W eksperymencie osoby badane mogły komunikować sę z drugą osobą, przebywającą w pobliskim pokoju (współpracownikiem).

Scenariusz zakładał, że osoby badane mogły komunikować się z osobą przebywającą w pobliskim pokoju (współpracownikiem eksperymentatora). Zmienną niezależną było ponownie otoczenie społeczne. Osoby badane miały świadomość że są a/ jedynym słuchaczem, b/ oprócz nich jeszcze jedna osoba słyszy, c/ bądź że jest jeszcze czterech innych.
W przebiegu eksperymentu, współpracownik eksperymentatora symulował atak padaczki. Badacze zaś obserwowali, jak w zależności od warunków zmienia się gotowość pomocy i czas reakcji.

Wyniki pokazują, że osoby badane z większą częstością udzielali pomocy, jeśli byli przekonani, że są jedynymi obserwatorami/odbiorcami. Jeżeli "świadków było więcej" niektóre z osób badanych wcale nie podjęły działań.
Eksperyment Gaertnera i Dovidio (1997),

Próba odpowiedzi, w jaki sposób rozpoznanie źródła własnego pobudzenia może wpływać na zachowanie ludzi w sytuacjach zagrożenia.

Badani siedzieli w pokoju, w pewnym momencie zza ścany dobiegał dźwięk upadających krzeseł. Mozliwe były dwa scenariusze a/ jednoznaczny - dźwiękowi towarzyszył krzyk kobiety (swoją droga ciekawy byłbym przebiegu, gdyby krzyczał mężczyzna i kombinacji wg planu Salomona, gdzie zbadane byłyby jeszcze różnice między mężczyznami i kobietami), b/ wieloznaczny - nie było żadnego krzyku. Dodatkowo badani wcześniej otrzymali placebo (czyli pigułkę która nic nie robi a udaje lek), jednym powiedziano, że pigułka zwiększy bicie serca, drugim nie powiedziano nic. Obserwowano jak szybko osoby badane zareagują na potencjalne zagrożenie w pokoju obok.

Jeżeli bodziec był wieloznaczny, badani odpowiadali znacznie wolniej. Jeśli zaś skrzyżowane było to dodatkowo z przekonaniem, że bicie serca jest efektem pigułki, spowolnienie lub brak reakcji były częstsze.

Wracając więc do modelu procesowego, dotyczącego tego co dzieje się między wystąpieniem zdarzenia a pojawieniem się czynności prowadzących do udzielenia pomocy, zobaczmy czy w tym konkretnym przypadku był potencjał na wystapienie zakłóceń na poszczególnych etapach...
  
Jak się wydaje ludzie filmujący pożar zjawisko dostrzegli, zapewne też zinterpretowali, jako wypadek, gdyż było to dla nich atrakcyjne i niestandardowe zjawisko, a dodajmy na to całe stado stało sobie spokojnie filmując – no w każdym razie nie wydawało się, że dzieje się tragedia – mogło dojść do efektu kumulacji ignorancji. Ten efekt polega na tym, że grupa ludzi wzajemnie obserwując swoje reakcje (a właściwie obojętność), interpretuje zdarzenie jako niegroźne i nie wymagające podjęcia czynności. Patrząc na siebie jedni na drugich upewniają, że coś co się dzieje jest błahe (patrz Solomon, Stone 1978). Tak nawiasem mówiąc to wzajemne modelowanie swoich zachowań na podstawie zachowań innych ludzi może być także źródłem paniki, psychozy tłumu, a w rękach zorganizowanych manipulatorów narzędziem wojny informacyjnej – no ale to temat na inne pisanie.
Zagrożenie jakie widzimy na kolejnym etapie to rozproszenie odpowiedzialności? Ja tam nie wiem, ale nie wykluczam, wrócimy do tego. Czy ci konkretni ludzie wiedzieli, co można zrobić – tego nie wiem, mały test w grupie znajomych wywołał we mnie uczucia mieszane*:

(Zadzwoniłem do każdej z osób prosząc by wyobrazili sobie sytuację: Pali się – masz 5 sekund na powiadomienie służb, co robisz? 7 osób nie znało numeru do Straży Pożarnej, 5 osoby z tych nie znających dzwoniłyby na 112, jedna dodzwoniłaby się na pogotowie, jedna zupełnie zgłupiała i nie wiedziała co zrobić).

Pewno zgodnie z nieśmiertelną krzywą Gaussa byli pośród świadków ludzie kompletnie nieznający sprawy, cała masa średnio zorientowanych, i jak się zdaje co najmniej jeden ekspert (no cóż, ten, który zgłosił to w końcu zawodowiec), który podjął czynności prowadzące do rozwiązania problemu.

No i wreszcie zbyt duże koszty do udzielania pomocy… Serio? To już nie te czasy, kiedy na dysce ludkowie ustawiali budzik, żeby wyciągnąć „komórkie” i odebrać, bo prawdziwe połączenie było tak drogie, że trzeba było godzinę w robocie ciorać na tę minutę telefonicznej gadki. Ten pomysł odpada.

No to jak? Rozproszenie odpowiedzialności? To prawdopodobne. Mimo, że każdy chce być wolny, chce być kowalem swojego losu i sam o wszystkim, a przynajmniej o sobie, decydować, ludzie lubią być kierowani - w obecności zdarzeń niestandardowych jak owce patrzą po sobie, licząc, że pojawi się jakiś baran gotowy wziąć na klatę ciężar przywództwa, odpowiedzialności i konsekwencji. A poważnie, w kupie ludzie tracą poczucie osobistej odpowiedzialności za rozwój wypadków (a mogą stracić też poczucie siebie). Efekt jest tym mocniejszy, im większe prawdopodobieństwo, że ktoś już podjął działania (Latane i Darley 1968).

Teoretycznie można by było na tym poprzestać, ale jest jeszcze jedna kwestia do obadania, właściwości poszkodowanego.

Zagadnienie 3 - Właściwości poszkodowanego

Tak naprawdę to nawet nie chodzi o parametry poszkodowanego, a o jego podobieństwo do nas, potencjalnie niosących pomoc… Efekt działa i zbadany jest dokładnie (Emswiller 1971, Karabenick 1973), sam też doświadczyłem go na swojej skórze, stojąc w psiej d_pie przy rozwalonym aucie,: zatrzymywali się z ofertą pomocy ludzie w podobnych klasowo pojazdach, ani tańsze ani droższe pomóc nie chciały…

Generalnie w psychologii zwykle, jak to na gruncie tej dyscypliny, nie ma zgody dlaczego tak się dzieje, efekt ma kilka źródeł i wszystkie działają.
    - może być to biologiczny atawizm, popychający nas w objęcia podobnych sobie po to by pewniej przekazać
     nasze geny (Rushton 1989),
   - może być to efekt podobieństwa, który warunkuje sympatię (i chodzi nie tylko o wygląd fizyczny ale
     także poglądy i postawy – bardziej lubimy, bardziej ufamy, chętniej przyjmujemy za prawdziwe relacje
     ludzi nam podobnym -Byrne i Nelson 1965),
    - może mieć to związek z własną samooceną – jeżeli coś jest dla naszej oceny istotne, a pomoc miałaby
    zagrażać temu obszarowi, chęć niesienia pomocy jest niższa. Przykładowo, jesteśmy na meczu, ze
    znajomymi, widzimy że kibic “wrogiej” drużyny zleciał z płotu I chyba skręcił nogę – jeżeli swoją
    samoocenę budujemy na identyfikacji ze swoją drużyną, skłonność do niesienia pomocy będzie niższa,
    niż gdybyśmy samoocenę budowali na tym, że znamy się na ratownictwie.

Czy coś z powyższego mogło wpłynąć na reakcję obserwatorów? Nie mając bezpośredniego kontaktu, ciężko, w sposób pewny powiedzieć… Są jednak ludzie, dla których definicję istnienia i definicję ‘ja’, oraz źródło samooceny, coraz częściej wyznacza wall na fejsie…

Podsumowując, nie oceniałbym zbyt pochopnie ludzi, którzy w podobnych sytuacjach stoją jak te owce… Po prostu tak mamy, że w grupie możemy utracić poczucie rzeczywistości. Wiedza o psychologicznych mechanizmach zachowania dla preppersa, w mojej ocenie, jest kluczowa – pozwala bowiem reagować szybciej i pewniej. Świadomość tego, co może zniekształcać nasze zachowanie pozwala nam podjąć kroki zaradcze (np. nie uciekać tam gdzie ucieka tłum). Artykuły, do których są odwołania w tekście załączam.

Acha, no przecież, jakkolwiek pretekstem były wydarzenia w Świebodzinie, błędem byłoby myślenie, że sytuacja nie mogłaby wystąpić gdziekolwiek indziej... To mogło zdarzyć się wszędzie.

Serdecznie pozdrawiam mieszkańców :)
Pan Szary

***
Literatura:
Aronson E., Wilson T., Akert R. (1997) Psychologia społeczna serce i umysł, Zysk i S-ka, Poznań
Goleman D. (2000) Inteligencja emocjonalna, Wydawnictwo Media Rodzina, Warszawa
Sadowski B. (2017) Biologiczne mechanizmy zachownaia się ludzi i zwierząt, W N PWN, Warszawa
Witkowski T. (2000) Psychomanipulacje, Oficyna Wydawnicza UNUS, Wrocław

Eksperymenty:
Amato P. (1983) Helping Behavior in Urban and Rural Environments: Field Studies Based on a Taxonomic Organization of Helping Episodes, Journal of Pesonality and Social Psychology, vol. 45, st 571-586
Byrne D. Nelson D. (1965) Attraction as a linear function of positive reinforcement Journal o Personality and Social Psychology 1, strony 659-663
Emswiller T., Deaux K., Willits J. (1971) Similarity, sex, and request for small favors [w:] Journal of Applied Social Psychology, 1 strony 284-291
Karabenick, S. A., Lerner, R. M., & Beecher, M. D. (1973). Relation of political affiliation to helping behavior on Election Day, November 7, 1972. The Journal of Social Psychology, 91(2), 223-227
Milgram S. (1970), The experience of living in cities [w:] Science, 167, 1461-1468
Steblay 1987 Helping Behavior in Rural and Urban Environments: A Meta-Analysis
Solomon L.Z, Solomon H., Stone R. (1978) Helping as a function of number of bystanders and ambiguity of emergency. [w:] Personality and Social Psychology Bulletin 4, str 317-321.
Rushton J. (1989) Genetic similarity, human altruism, and group selection, [w:] „Behavioral and brain sciences, 12, strony 503 do 560

***
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego