Intro - Prepping po mojemu - ostatniastacja.pl

Przejdź do treści

Menu główne:

OCyw > podstawy
Prepping po mojemu
(2019-05-11.)
Do realizacji tego nagrania/napisania artykułu, skłoniły mnie rozmowy, w jakich na przestrzeni ostatnich kilku lat brałem udział, a które dotyczyły tematyki przygotowań, czy prepperingu.
Rozmowy te miały różny wymiar, obejmujący spektrum od życzliwości po wrogość, gdzie ta ostatnia albo przyjmowała postać łagodną, czyli śmieszkowanie, albo bardziej ostrą, oceniającą do używania obraźliwych epitetów włącznie, o czym szerzej pod koniec.

To co mnie zdziwiło, jednak to fakt, że o ile każdy jakieś swoje zdanie o prepperach miał, o tyle niemal nikt nie wiedział, czym owe przygotowania są.

Oczywiście klasyka, śmieszkowanie o zombie, wielkiej wojnie, czy wybuchu jądrowym, do których sam mógłbym dorzucić jeszcze pewnie kilka równie mało prawdopodobnych scenariuszy, o tyle wielkie oczy były na to, że ja przygotowuję się na takie katastrofy, jak brak prądu, brak wody, utratę zdrowia, pracy, że karta mi nie zadziała, albo że konto będę miał zablokowane bo coś tam… To scenariusze, obok tego umiejętności, pierwsza pomoc, nawigacja w terenie, poszukiwanie obiektu i gubienie tropiących, zachowanie na wypadek, znów różne scenariusze, ale cholera żaden tak nieprawdopodobny jak atak kosmitów z kosmosu.

A zatem jak to jest z tymi przygotowaniami?

Jesteśmy drapieżnikami, to jest nasza natura. W sytuacji ekstremalnej, kiedy będzie więcej potrzebujących niż dostępnych zasobów zacznie się skakanie do gardeł, to pewne. Zupełnie jak w jednym z marketów, gdzie rzucili karpia za 10 zł kilo, czy w jednej z miejscowości (no nie pamiętam), gdzie podczas trwającej kilka dni awarii wodociągów ludzie wydzierali sobie z rąk dystrybuowane przez gminę butelki z wodą. W trudnych czasach z ludzi wychodzi to całe kurewstwo, które w normalnych dniach jest względnie uśpione.

Jakich to więc zasobów potrzebujemy najbardziej?

Wedle zasady Trójek, potrzebujemy:
- powietrza, bez którego giniemy po trzech minutach,
- schronienia, bez którego w nieprzyjaznym otoczeniu giniemy po trzech godzinach,
- wody, której brak zabija po trzech dniach
- pokarmu, którego brak zabija po trzech tygodniach

Z tych ostatnich, paradoksalnie, to co najbardziej kojarzy się potocznie z prepperami (czyli zapas jedzenia) jest czymś bez czego względnie najłatwiej można sobie poradzić. Potrafimy bardzo długo przetrwać na byle czym, mając dostęp do wody można też stosunkowo długo obyć się w ogóle bez żywności. Przerobiłem to na swojej skórze. Na skutek pewnych okoliczności i zdarzeń przez pięć miesięcy i trzynaście dni, moja dieta składała się z ćwiartki chleba i miski zupy z czego popadnie, jak miałem szczęście to coś tam jeszcze dostałem. Takie wczasy kosztowały mnie jedną czwartą mojej wagi, ale to nie autobiografia.

Oczywiście szanse na przetrwanie mają zarówno ci, którzy się przygotowują, jak i ci, którzy nie mają za sobą żadnych przygotowań. W mojej ocenie jednak, jeśli Los nie będzie grał przeciw nam, te szanse nie są równe, z korzyścią dla przygotowanych.

Wracając do naszego tematu, jak widać potrzeby są zhierarchizowane – i to się zgadza. Preppering, to nie gromadzenie zapasów na pałę, nie da się zgromadzić wszystkiego. Trzeba robić to z głową.

Przygotowania to: Cel /Plan – Trening – Zaopatrzenie

Powiedziałem, że przygotowania są celowe i planowe – to oznacza, że nie przygotowujemy się do wszystkiego, bo tak się nie da, za dużo możliwości. Przygotowujemy się na coś, do czegoś.
To co jest istotne to coś, co można nazwać rdzeniem przygotowań – to są te elementy, które w naszym konkretnym przypadku wystąpią w różnych scenariuszach, zarówno tych najbardziej prawdopodobnych, jak i zapewne tych mniej. To możliwe, że w sporej części zestawy różnych osób będą się pokrywały, część rzeczy jednak będzie wybitnie zindywidualizowana (nie każdy będzie nosił czopki opiumowe, ale pewnie niektórzy tak).

BOB

W mojej ocenie pierwszym etapem materializacji przygotowań powinien być być Bail out bag / bug out bag, czyli plecak ewakuacyjny. W mojej ocenie to jest punkt wyjścia do każdej formy przygotowań. Oprócz żywności i wody, taki zestaw będzie zawierał także wszelkie rzeczy, którymi potrafimy się posługiwać, a które, jak przewidujemy, będą potrzebne nam na wypadek przyczajenia się w domu, czy podróży do miejsca docelowego ewakuacji, czy podczas podróży nieplanowanej.

Tutaj taka uwaga – nie każdy może wydać kilka, kilkanaście tysięcy na markowy sprzęt. Nie ulegajmy więc histerii małolata, co to jak buty nie „majki” to mu stópkię obetrze a w ogóle to żenua i fo pa - internet pełny jest ludzi z małymi pindolami i grubym portfelem. Jasne, jeśli jest opca na większą inwestycję - super, ale jeśli kasy jest niewiele, świat wciąż dostarcza dobrych i wyrzymałych przedmiotów, które zrobią co trzeba, tylko znów - nie kupuj na pałę: zastanów się -> zbierz informacje od innych osób -> przemyśl -> zadziałaj.
To są tylko przedmioty i nie ma co nimi się podniecać – robią, mniej lub bardziej udatnie to co mają zrobić i tyle. Moim zdaniem lepszy nóż z gównolitu, który po rozsmarowaniu masła na kanapce trzeba naostrzyć, niż super mega świetny sprzęt customowy, który widzieliśmy gdzies kiedyś i zbieramy, no kiedyś zbierzemy - a na poważnie Mora to nie jest głupia opcja… Dlatego zachęcam do szukania dobrej jakości niebrandowych rzeczy, lub nawet skompletowanie się w oparciu o zupełnie budżetowe.

To co znacznie ważniejsze, to wepchać wszystko do plecaka, zabrać przynajmniej te cztery razy w roku, w różnych warunkach, w teren i sprawdzić. Nagle okazuje się, że zupełnie nie potrzeba trytek, ale taśma już tak, albo jakiś sznurek. Nie trzeba przy tym od razu wypierniczać gdzieś w Bieszczady – można się rozbić nawet na parkingu pod blokiem – chodzi o to by sprawdzić. Robimy to z dwóch powodów:

Po pierwsze sprawdzamy to co mamy, jak się sprawuje i czy wystarczy. Coś okazuje się za ciężkie, a co można poprawić, cś jeszcze z kolei to taki szajs, że trzeba się pozbyć na amen, a tamto to by się przydało a nie ma.

Po drugie sprawdzamy swoje możliwości.

Powiedzmy, że kiedy pracowałem gdzie indziej niż teraz ćwiczyłem więcej i mogłem więcej – dziś 30 km z plecakiem rysuje bardzo wyraźnie granice mojego dziennego zasięgu. Truchtem, z klamotami po ośmiu kilometrach jestem na deficycie tlenowym, taka sytuacja, ale gdybym nie sprawdzał i naiwnie przyjął, że będzie jak dawniej, w razie potrzeby mógłbym dać złapać się bez gaci. Trening i praktyka są cholernie ważne.

Powiedzmy to sobie szczerze, powiedzmy to sobie otwarcie: Surwiwalista, który jest prepperem, ma znacznie większe szanse niż prepper, który nie jest surwiwalistą – znam ludzi, którzy z plecakiem nie są w stanie wdrapać się na 8 piętro, nie mówiąc już o realnej ucieczce. To co jest jednak w tym kontekście w prepperingu  najważniejsze to znać swoje ograniczenia i pracować nad ich przezwyciężeniem.

Zapas na 14 dni

To już kolejna linia przygotowań, to zapasy nazwijmy je domowe, żelazny zapas żywności i wody na okres dwóch tygodni – i znów podobnie jak w plecaku ewakuacyjnym powinniśmy prócz zapasu zadbać tu o środki techniczne pozwalające przygotować wodę, uzdatnić ją, przefiltrować oraz jeżeli jest potrzeba odpowiednio zasolić. To podstawa.
Oczywiście te linie można później rozszerzyć do 3 miesięcy, pół roku… Ale raz jeszcze zaznaczam, w kontekście prepperingu samo posiadanie rzeczy nie ma dużego znaczenia, jeżeli nie mamy wiedzy, umiejętności ani możliwości ich wykorzystania. Dlatego, kiedy pytają mnie po co się przygotowuję, odpowiadam, a dlaczego miałbym się nie przygotować?

Kiedyś w jakimś programie o prepperach usłyszałem, jak jedna Pani powiedziała, że: lepiej przygotować się trzy lata za wcześnie, niż trzy dni za późno…
I to moim zdaniem kwintesencja teraźniejszości przygotowań – robimy to tu i teraz. Scenariusz nie ma znaczenia, znaczenie ma sytuacja, w której np. nie będzie skąd wziąć nieskażonej wody, a dziecko poprosi… Dziecku nie dasz? No ale skad wziąć jak nie masz? No wiesz dziecko, tatuś rozumie, że chce ci się pić, ale wody ni ma, no ale za to pamiętasz na jakie fajne wakacje pojechaliśmy kiedyś… gdzieś…

Aspekt medyczny i psychologiczny

W kontekście tu-i-teraz nie możemy pominąć także dbałości o skórę. A mam tu na myśli aspekt medyczny. Znów posypać głowę popiołem trzeba, zdarza się, że działam w myśl zasady „nie pójdę do lekarza to nic mi nie znajdzie” – niestety głupia to zasada, szczęściem mam takie osoby, które są wstanie mnie, że tak powiem, zagnać. No ale dobra, dbałość o zęby, okresowa kontrola, dbałość o krew, raz na jakiś czas sprawdzenie pasożytów i kolejne przeglądy. Wiecie, że obecna medycyna pozwala w stosunkowo tanim badaniu wykryć potencjał wystąpienia kilkudziesięciu różnych typów nowotworów? Trafiłem kiedyś na taką anegdotę, że u nas medycy mają płacone za każdego leczonego Klienta, w dawnych czasach szaman miał płacone za to by ludzie nie chorowali. Jak on skakał żeby wszyscy byli zdrowi! No nie żebym widział, ale pewnie tak, skoro wioska zwykle nie gnała go w diabły. W świetle zakusów lobby farmaceutycznego na ograniczanie ziołolecznictwa i eliminowanie go z profilaktyki, warto. A profilaktyka jest kluczowa. Jeden zgniły ząb może pewnej nieszczęśliwej jesieni doprowadzić do zakażenia ogólnoustrojowego, czego bez antybiotyków się nie wyżyje…

Więc:
- jest wiedza,
- są umiejętności,
- są zasoby,
- fizycznie i medycznie jesteśmy przygotowani na tyle na ile mogliśmy…

Trzeba jeszcze to całe dobro obronić. Sposoby te możemy najprościej podzielić na dwa:

Przygotowania aktywne - ochronę fizyczną, także z użyciem siły (tutaj aspekt gotowości zarówno fizycznej, jak i psychicznej do tego, żeby wystąpić przeciw innym osobom i potencjalnie zrobić im krzywdę, czy wyłączyć)

Przygotowania pasywne – albo uniemożliwiające odebranie zasobu przez jego ukrycie: kamuflaż, dywersyfikacja źródeł, czyli, że zasoby pozyskujemy z różnych miejsc, system skrytek, albo uniemożliwiające poprzez stawianie przeszkód, barier

Kontekst społeczny

I wreszcie zarówno prepper, jaki cały jego świat rzeczy zanurzony jest w kontekście społecznym. Ten najbliższy kontekst trzeba znać. Nie wypada wręcz nie poznać się z sąsiadami, to nie tylko niegrzeczne ale i krótkowzroczne. Raz, utrzymując relacje jesteś identyfikowany jako swój, nie obcy, dwa jeżeli dobrze znasz sąsiadów, możesz na nich liczyć, a oni na ciebie i nie trzeba wojny żeby to sprawdzić, trzy wiedząc to i owo o swoich sąsiadach, wiesz czego po nich się spodziewać. W żadnym wypadku nie należy tworzyć grupy z osobami przypadkowymi, nieznanymi, a szczególnie mającymi uzależnienia lub zbyt niską inteligencję, każda taka zmienna wprowadza dodatkowe elementy ryzyka – temat budowania grup, to odrębna historia na inny czas…

W idealnych warunkach, grupa sąsiedzka stanowiłaby wspólnotę dzielącą swoje przekonania i wspólnie przygotowująca się na ewentualność różnych trudności. Stanowiłaby zwartą strukturę, przez którą rozumiem zespół osób znających swoją rolę, zadania, a realizujących wspólny cel. Osoby takie odbywałyby wspólnie ćwiczenia, dzięki czemu, w razie potrzeby mogłyby działać w oparciu o wypracowane procedury, bez konieczności łańcucha decyzyjnego. Taka grupa, dzięki synergii byłaby znacznie efektywniejsza niż wynikałoby to z potencjałów samych jej uczestników – no ale to raczej już bajkosfera...

Nim przejdę do podumowania, zasygnalizuję, bo nie miejece to a omawianie, jeszcze dwie kwestie, w mojej ocenie kluczowe. Pierwszą jest gotowość psychiczna do zmierzenia się z życiem i sytuacją, czyli cały kontekst psychologiczny, drugą zaś wiara.

Sprawa przygotowań w zakresie psychologii, jest szalenie rozległa i obejmuje różne aspekty życia, od inteligencji emocjonalnej, zdolności rozumienia przeżyć własnych i innych ludzi, radzenie sobie z deficytami, poprzez poznawcze rozumienie sytuacji, czyli rozpoznanie co i dlaczego się dzieje, aż po profilaktykę. Wszystkim, ktorzy są przekonani, że psychologia nie ma znaczenia a właściwosći umysłu pozwalające zwiększyć szanse na przetrwanie to mit, że wystarczy im tylko garaż przedmiotów, siłownia i strzelnica, polecam pod rozwagę badania Johna Leacha poświęcone śmierci psychogennej - czyli śmierci do której dochodzi tylko dlatego, że człowiek zaczyna wierzyć w beznadziejność sytuacji.

Z wiarą jest jeszcze prościej opcje są dwie: wierzysz, albo nie wierzysz, a niezależnie od wyboru nie zmuszaj innych by wierzyli, że twój kit jest najlepszy.

Od strony nauki, religia i wiara ma znaczenie i wywiera efekt proporcjonalny do siły przekonań, dla osób niewierzących takie znaczenie może mieć rytuał przy czym nie tylko zbiór czynności, które mają swój porządek, symbolikę religijną, i przebieg, w którym zawiera się aktywność uczestnika, ale także rzeczy, którym człowiek może nadać wartości rytualne (np. szczęśliwa moneta, czy majtki, czy... obecność kogoś). Można wierzyć, można nie wierzyć, są rzeczy które działają bo to wola Boga i/lub bo mamy do czynienia ze znanym albo nieznanym nieznanym mechanizmem.

Moim zdaniem prepper nie powinien pomijać tych zagadnień, niezależnie od swojego światopoglądu - no chyba że jest krotkowzrocznym ćwokiem, to wtedy tak.

Podsumowanie

Powiedziałem dotąd, że preppering, czy przygotowania to zbiór działań, mających umożliwić względnie komfortowo stawić czoła różnym wydarzeniom. Są to celowe działania, podporządkowane wcześniej ustalonemu planowi, związane z nabywaniem wiedzy, umiejętności i zasobów. Uwzględniające indywidualne właściwości przygotowującego się, zarówno w wymiarze psychicznym jak i biologicznym, oraz otoczenie społeczne w jakim (i z jakim) przyszło mu działać.

Przygotowania nie są równoznaczne z przetrwaniem niestety, (mogę sobie wyobrazić że wszystko pięknie, brawo, brawo a jutro na pasach pierdyknie mnie, hm… ciężarówka z piaskiem, życie zna takie przypadki). Przygotowania to tylko a zarazem aż próba zarządzania ryzykami. Uwzględniająca, rzeczywistość – to że nie kontrolujemy otoczenia, nie kontrolujemy zdarzeń ani ich skutków, ale mamy jakiś, ograniczony wpływ na to jak szybko i statystycznie trafnie zareagujemy, jak sobie fizycznie i psychicznie poradzimy.

Nie rozwijałem się nad tym, ale przygotowania to również umiejetnosc, którą amerykanie nazywają stay-low, takie poruszanie się by nie zwrócić na siebie uwagi, aby być pod osłoną. Mindste graymana - zrobię o tym obszernie, tutaj tylko sygnalizuję, nie ma co się wyróżniać. тише едешь, дальше будешь - ciszej jedziesz, dalej zajedziesz.

Tak ja to widzę, nie upieram się, że to właściwe podejście, bo dlaczego? Dla mnie właściwe. Nie jest to definicja z podręcznika, trudno, ale chyba rysuje się jakiś obraz…

Czy to wszystko?

No nie, zastanawiające jest jakie motywy mogą stać za tym, że w świadomości potocznej, prepper jest takim trochę świrem? Jak przypuszczam, hipotezy, które tutaj postawię, pośrednio uzupełniają definicję tego czym preppering jest.
Mogę sobie wyobrazić, że łatwo stygmatyzować osoby, które zdecydowały się na podjęcie trudu przygotowań.
1/ Punktem wyścia jest dysonans poznawczy – to taki stan kiedy zestawiamy ze sobą swoje przekonania, wartości, sądy, którym podporzodkowujemy zachownia, z jakimiś konkretnymi faktami, które im przeczą – to wywołuje napięcie. Albo konkretnie, osoba wie że takie przygotowania są w gruncie rzeczy racjonalne, kto wie może nawet uzasadnione, ale nie robi tego, to ją spina. I ma dwa wyjścia, albo uzna że robi głupio, podważy swoje ego, wyjdzie poza sferę komfortu, podejmie wysiłek… Albo zdewaluuje, pozbawi wartości to co wywołuje napięcie. Powie, że taki prepper to ktoś niepoważny na przykład, i będzie starać się przekonać go do swojej postawy tym bardziej im większy dysonans…

Tą niechęć wspierają także złudzenia poznawcze, którym podlegamy, choćby takie jak złudzenie normalności, które mówi, że rzeczy pójdą dobrym torem, wszytsko się ułoży
Strach i lęki, których osoba może doświadczać, nie wiem, lęk przed zmianą, przed nieznanym, utratą kontroli, czy wręcz porażką, bezsilnością – to bardzo silne i głęboko w nas zakorzenione emocje.

Jest jednak coś jeszcze, to co moich rozmówców charakteryzowało – przekonanie, że mogą liczyć na pomoc, albo pomoże im rząd, albo służby, mityczny ktoś, albo… że ja… Pomijam już aspekt, że pomoc przychodzi zwykle po wydarzeniu a nie w jego trakcie, no ale dobra…

Prepping to zatem, a być może przede wszystkim odpowiedzialność, której granice wyznacza sobie każdy z nas.

Ta właśnie odpowiedzialność jest ściśle związana z czymś jeszcze, z wolnością. Tylko prawdziwie wolni ludzie są gotowi przyjąć odpowiedzialność. Nie ze strachu, nie z zakazu, a z natury rzeczy. A zatem prepping jest wolnością. Być może ta wolność i zarazem odmienność, wywołuje w naszym otoczeniu ten niepkój?

Zapewne można do tematu podejść jeszcze z innych kierunków, no ale prepping to też ekonomika - także ekonomika działań, więc nie warto tracić czasu na coś, co nie zmieni bardziej sytuacji... Tyle.

Pozostańcie na nasłuch Bracia i Siostry
Pozdrawiam
Pan Szary
***
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego