Jezde hardcore - ostatniastacja.pl

Przejdź do treści

Menu główne:

Varia
Jezdę hardkorę
(2017-08-26)
Jest w sieci filmik, w którym jakiś chłopaczek wspina się po piorunochronie po ścianie bloku, żeby zaimponować kolegom, którzy po piorunochronie się nie wspinają. Natenczas wychyla się z okna straszna baba i zaczyna krzyczeć: O żesz ty skurewsyniu urwiesz mnie kabel od internietu… Chłopaczek ześlizguje się, co żywiej, z przewodu, po czym krokiem sprężystym a spiesznym zaczyna się oddalać. Ale że obelgi strasznej baby dotknęły go do żywego, rozstawiwszy ręce, szeleszcząc ortalionem rzuca jej przez ramię: jezdę hardkorę… jestem kaskaderem i mam na to certyfikaty.
Tak jest, oto babo stoi przed tobą hardcore, stuntman z certami, prawdziwa wartość i klasa. Chłopaczek odwołał się do konkretnych symboli, które, jak wierzył, miały osłonić go przed pomstą strasznej baby. I choć zapewne nieświadomy, nie jest to zabieg pozbawiony sensu. My ludzie tak mamy, otaczamy się symbolami, potrafimy z nich zarówno czerpać siłę, jak i się nimi zagruzować i zniszczyć. Właśnie o symbolach i symbolicznej wojnie będzie dzisiejszy artykuł.
Działanie tego hardcore, jak już powiedziałem, zapewne instynktowne, nie jest przypadkowe. Podobnie postępował/postępuje, każdy szanujący się dyktator, chcąc dodać sobie poloru kreuje przestrzeń symboliczną. Lenin, Mao, Hitler, Stali, Hussein, Che Guevara i wielu innych, wszyscy oni zawłaszczali mniej lub bardziej udatnie przestrzeń, nadając nowy wymiar propagandzie, tworząc własne, symboliczne królestwa. A każdy z nich natchniony, poruszony, dobry i sprawiedliwy...
Kreowanie takich symboli, wykorzystywanie archetypów, kształtowanie ich, to przejaw walki o rząd dusz. Ci którzy władają symbolami i treścią, jaką są wysycone, ostatecznie kontrolują serca i umysły mas.

Oczywiście ideolodzy nie pracują sami, mają na swoich usługach profesjonalnych hitmanów, przygotowanych do operacji we właściwych im dziedzinach. Ta wojna o dusze toczy się wokół nas od zawsze, jednak ostatnie kilkadziesiąt lat, wraz z rozwojem psychologii, to okres profesjonalizacji działań na tym polu.

Aby uniknąć chaosu, na początek usystematyzuję o czym, chciałbym tutaj opowiedzieć:

a/ teorie reprezentacji społecznej, konsensusu i inne Moscovici, pokazujące narzędzia, jakimi może posłużyć się ten, kto chce zaszczepić w tłumie konkretne reprezentacje, oraz obszary działania.
b/ koncepcja przemocy symbolicznej Bourdie, ilustrująca aksamitny, rozleniwiający urok otaczającej nas rzeczywistości
c/ jądrem wszystkiego będzie teoria krytyczna, neomarksistowska koncepcja, na której zrębach oparte są chyba wszystkie kluczowe instytucje europejskiego parlamentaryzmu
d/ koncepcja tolerancji represywnej, dającej uzasadnienie mniejszości, do narzucania swojego zdania wszystkim wokoło

I choć artykuł miejscami może być cokolwiek abstrakcyjny, a nawet chaotyczny, to właśnie Wy będziecie mogli poddać go własnemu osądowi sprawy. Zapewe osoba obserwująca rzeczywistość i przygotowująca się na różne potencjalne jej warianty nie powinna być obojetna podobnym tematom.

***

Narzędzia z gruntu inżynierii społecznej i psychologii tłumu mogą pozwolić na wywołanie w społeczeństwie określonych efektów. Przy odpowiednio częstej kreacji efekt może być stały, może też być zabójczy. W tym celu wykorzystuje się archetypy, wyobrażenia, pierwote wzorce żyjące w nieświadomości zbiorowej, zrozumiałe i wspólne wszystkim ludziom, symbole oraz atrybuty, które są dynamiczne - co zonacza, że mogą zostać przekształcone, zdolne są do przemian i rozwoju. Dla ich najpełniejszego wykorzystania, co raz częściej angażuje się specjalistów, psychologów, spin-doktorów i innych czarodziei masowej wyobraźni. Zasada jest prosta, przestrzeń informacyjna i stały odbiór treści prgramuje niejako sferę świadomości i nieuświadomione wzorce, postawy, przekonania. Aby takie oddziaływanie było efektywne, musi być spójne - zgodne z wzorem, owe wzory płyną ze szkół, ośrodków myśli filozoficznej, ideologicznej, politycznej, zaś praca eksperta ma wspierać kierunek zadany przez "szkołę".

Social hitman

Takim kreatorem przestrzeni symbolicznej, swoistym hitmanem wspierającym ideologię (w tym wypadku szkoły frankfurckiej, o czym dalej) był Serge Moscovici.

Z jego nazwiskiem w różnego rodzaju artykułach leżących na styku kultury, humanizmu i psychologii społecznej można spotkać się nawet często. Głównymi konstruktami, nad którymi warto się przy Moscowici pochylić są jego prace poświęcone teorii reprezentacji społecznej i wpływu mniejszości oraz dynamiki wypracowania konsensusu i grupowego podejmowania decyzji. Koncepcje te dostarczają czytelnych narzędzi wywierania nacisku społecznego (jak / dlaczego), zupełnie jednak nie odpowiadając na pytanie po co? To ostatnie jest tworzywu oddziaływań (czyli masom) zbędne, to ostatnie rozumie szkoła, która jest emanacją sił, nadających kierunek zmian.

A zatem brak odpowiedzi na pytanie o cel, to swego rodzaju zasłona dymna, bo Moscovicii i jemu podobni dobrze ten cel znają. Aby go rozszyfrować i znaleźć odpowiedź na to o czym sam autor nie mówił, trzeba zerknąć z kim przestawał Moscovici i gdzie zamontowana jest jego pociecha (syn Pierre) – to zostawiam chętnym. Skupy się jednak na konkretnych działaniach i technikach.

Najprościej, mówiąc, za Moscovici, o technikach służących stopniowemu zastępowaniu jednych wartości innymi możemy wyodrębnić:

a/ adaptowanie - zastąpienie istniejących symboli, nowymi, stopniowo nadając im nowe znaczenie - przykładem może być pojęcie rodziny, stopniowo przesuwające się w kierunku nieokreślonego tworu, bez związku z relacją pokrewieństwa i właściwościami biologicznymi, podobnie koncepcja płci - najbardziej postępowi wyodrębniają teraz coś koło 40 (?)
b/ defragmentacja - czyli wybranie tylko części z systemu wartości, w długiej perspektywie dotychczasowe wartości, pozbawione szkieletu zanikną gdyż będą pozbawione sensu - przykładem może być solidarność - w czasach gdy nic nie jednoczy ludzi, idea solidarności rozumiana jako pomoc jednemu człowiekowi przez drugiego zanika, lub zostaje wypaczona - przykładem może być kategoryzowanie ludzi, skłonność do pomocy mamy większą wobec ludzi nam podobnych, można powiedzieć że solidarność zanika na rzecz klasowości
c/ deprecjacja - czyli umniejszenie wartości, lub wręcz zohydzenie, przypisanie im wad – określanie zaściankiem, lub lewactwem (tak jest, to samo narzędzie stosują skrajnie prawicowe organizacje)
d/ kreacja - czyli budowanie nowych wartości w miejsce starych
f/ przydzielenie epitetów dehumanizujących - pozbawiających adwersarza cech ludzkich,  w ten sposób stanie się jedynie przeciwnikiem, nie będziemy mu współczuć, nie będzie wywoływać dysonansu krzywda im wyrządzona

Jeżeli uda się zniszczyć najważniejsze wartości, jakie większość wyznaje wtedy istnieje szansa, że uda się narzucić nowe zasady. Stopniowo oswaja się ludzi wypełniając ich świadomość podstawioną treścią.

I tu ważna uwaga: Tracąc lub zrzekając się swoich wartości jesteśmy skazani na wartości tych, którzy je mają – ulegamy ich etosowi.

Chciałbym zwrócić uwagę, że tak jak za konkretną newtonowska-kartezjańską nauką stała ideologia, ktorą twórcy paradygmatu wyznawali, tak przypatrując się uważniej, tezom i otoczeniu Moscovici można znaleźć tę mniejszość, której światło wplatał w swoje koncepcje, mniejszość której był oddany.
Przemoc symboliczna

A w otoczeniu Moscovici znajdujemy i innych wpływowych intelektualistów, między innymi Pierre’a Bordieu, autora drugiej, nie mniej istotnej koncepcji kształtowania rzeczywistości społecznej. Chodzi o pojęcie przemocy symbolicznej.

Miałaby ona polegać na wszelkich działaniach, ostatecznie prowadzących do tego, by klasy dominujące i uprzywilejowane, które są mniejszością, wywarły wpływ na większość podporządkowując ją sobie tak, aby ta postrzegała rzeczywistość, w tym układ, którego jest ofiarą, w sposób korzystny dla klasy dominującej. Innymi słowy, by podporządkowani byli przekonani, że to co jest, jest bardzo korzystne także dla nich – wtedy nie będą się buntować.

Narzędzi do kontrolowania dostarcza tzw. kapitał symboliczny, na który składają się różne inne kapitały: kulturalny, społeczny, personalny i temu podobne.

Klasy, które są podporządkowane nie dostrzegają nawet tej przemocy - uważają to za naturalny porządek rzeczy. Nie rozważają dlaczego ktoś jest nad nimi w hierarchii społecznej - ma lepsze konto, lepszy dom, lepszy samochód - jest lepszy - nawet jeśli mówi się o nim złodziej, to jednak gdzieś nieświadomie to taki złodziej, któremu się udało, stoi wyżej. Czy zastanawialiście się kiedyś nad zaangażowaniem w politykę - bo dlaczego nie? Najczęściej jednak zarzucamy takie pomysły, odpuszczmy, bo to nie dla nas, niech inni to robią, wejdziesz w politykę się ubrudzisz itp. A komu sprzyjają takie przekonania, kto na tym korzysta?

Tolerancja, która nie toleruje tolerancji, wobec tego co od niej różne = represywna

Łącząc ze sobą koncepcję dynamiki konsensusu Moskowici, oraz teorię reprezentacji społecznej, z pojęciem przemocy symbolicznej Bordieu mamy zaczyn małej rewolucji. Żeby jednak mogła ona dojść do skutku, trzeba dodać do tego wartości, które zastąpią stary porządek. I tutaj wspomaga cały proces koncepcja tolerancji represywnej.

Koncepcja ta jest ideologicznym uzasadnieniem terroru fizycznego i psychicznego, z którego może korzystać aktyw (w eseju Herberta Marcusego – lewicowy aktyw rzecz jasna), aby zyskać kontrolę nad konserwatywną, reakcyjną większością. Celem jest narzucenie nowych norm współżycia społecznego i dając aktywowi "władze zawłaszczania produktu społecznego" (Marks).

Prościej, tolerancja represywna to prawo mniejszości do tego by narzucać większości swoje zasady i wymuszać, wszelkimi środkami, posłuszeństwo i podporządkowanie.

Marcuse brał czynny udział w tworzeniu tzw. "Teorii krytycznej", w tym samym otoczeniu intelektualnym orbitował też m.in. Erich Fromm, który w tym czasie adaptował koncepcję rewolucji seksualnej Wilhelma Reicha. Zwracam na to uwagę i polecam pamięci, gdyż rezultatem takich wspólnych orbit było wydanie w 1937 roku Studiów o rodzinie i autorytecie, później zaś kolejne publikacje propagujące treści, które na fali kontrkultury wypierały wartości tradycyjne, zastępując postępowymi.

Co ważne mamy tu do czynienia z synergią idei. Połączenie wspólnoty pierwotnej, z rewolucją seksualną do której tak bardzo Marks pragnął cofnąć rozwój cywilizacji zachodu, skłoniło Marcuse do napisania pierwszej ze swoich dwu wielkich prac przeznaczonych dla mas - był to Eros i cywilizacja (1955). W skrócie, książka przekonuje że celem człowieka jest zabawa, konsumpcja, korzystanie z życia i seks - bezpośrednio bijąca zasadą przyjemności w etos pracy.

Drugim dziełem Marcusa, którego echa do dziś wybrzmiewają, był Człowiek jednowymiarowy (1964) - co ciekawe tutaj kontestuje człowieka hedonistycznie goniącego za konsumpcją, wskazując że to odbiera mu wolność. Nie jest to bynajmniej niekonsekwencja. Otóż nie, to zupełnie logiczny ciąg zdarzeń.

Eros i Cywilizacja wypaliła się, nie spełniła oczekiwań, nie doszło do wielkiej rewolucji bo ludzie życzyli sobie jednak ustatkować się, pracować i zarabiać, a z pełnym brzuchem i przedmiotami mieli już coś do stracenia, co więcej tu i tam pojawiały się eseje krytyczne, wskazujące na słabości koncepcyjne. To dlatego właśnie drukarnię opuścił Człowiek jednowymiarowy. Ta książka  wzywała do buntu wobec wszytskiego co "ogranicza wolność" i faktycznie bunt się objawił. Trudno żeby nie - wszelka powinność i dyscyplina jest jakąś formą niewygody. Tym buntem był ruch hippisowski.

Krótko po tych skierowanych do mas publikacjach powstał kluczowy, czytelny już kompletnie, esej, Tolerancja represywna (1965), w którym nie tylko dał legitymację mniejszości, ale także pouczył zarządców jak prawidłowo rozgrywać sytuację aby wyeliminować ostatecznie konserwatystów.

Cofnijmy się na chwilę do teorii krytycznej. Według niej każdy system ma wady i oparty jest na niesprawiedliwości społecznej, jednak mimo ograniczonego, jednowymiarowego rozumu, z czasem jednostka adaptuje się i uczy jak żyć według jego zasad. System zaczyna dawać jej mniejsze lub większe korzyści. Im większe korzyści tym większa akceptacja systemu. Z czasem tacy uczestnicy systemu, stają się jego elementami akceptują zastany stan, właśnie jako naturalny, tym samym tracą świadomość zniewolenia.

Jedynym elementem zainteresowanym zmianą systemu są mniejszości (to bardzo koresponduje z Moscovici), mniejszości są zawsze postępowe, w tym znaczeniu, że prą do zmian. Mniejszości mają więc wymiar rewolucyjny. Żeby jednak doszło do rewolucji większość nie powinna być tolerancyjna. Tolerancja większości obniża rewolucyjny wymiar działań mniejszości, a jednocześnie nie podgrzewa jej i nie jednoczy wokół wspólnego celu - nie ma buntu wobec czegoś, co nie podejmuje interakcji, nie ma punktu wspólnego.

Przykładowo, jeżeli dwaj geje, żyjący ze sobą w sąsiedztwie nie będą szokować i napinać większości, przestaną mieć wymiar rewolucyjny, dla sprawy nie będą przydatni. I temu właśnie służy tolerancja represywna, czyli taka, która nie toleruje tego, że większość może tolerować mniejszość. To dlatego właśnie wyciąga się różnego rodzaju nietypowe osobniki, jak choćby Taura Slade, która "walcząc"  z patriarchatem, który jakoby jest wrogi kobietom i je upokarza, dała się wytarmosić w brutalnym porno - nie chodzi o logikę i sens, chodzi o napinanie granic.

Procesy te są obecne wokół nas każdego dnia, są jednak aksamitne (przypominam o przemocy symbolicznej Bordieu), więzy zaczynamy odczuwać dopiero wtedy gdy zanadto napniemy łańcuch – skrytykujemy obywatela o innym kolorze skóry (nie za to jaki jest, a za to co zrobił), wskażemy, że do pewnych zadań nie wszyscy się nadają (nie ze względu na płeć, a warunki fizyczne), zwrócimy uwagę, że w sporcie kobiet nie powinni brać udziału mężczyźni, bo mają inne warunki, zaś samo przekonywanie, że jest się ogórkiem z nikogo ogórka nie uczyni, jest jeszczei masa innych przypadków. Dochodzi do paradoksalnej sytuacji, że bezkarnie dyskryminowana może być większość, mniejszości zaś będą nietykalne. Dlaczego? Mniejszości są potrzebne aby popychać dalej rewolucję.

Po co ta rewolucja?

O rewolucji

Rewolucja, wg jej apologetów jest potrzebna po to aby rozpuścić wartości, zniszczyć to, co spaja społeczeństwa, aby wykreować magmę, którą potencjalnie łatwo będzie można prowadzić i kształtować (jej kręgosłup będzie bowiem już wyseparowany). Wynika to z prostego faktu, neokomuniści nauczyli się, że większość, wypracowująca dobrobyt jest potrzebna, jednak jest to tylko większość ilościowa, większością jakościową są zarządcy, postępowa mniejszość, dyktująca zasady, prawa i normy. I mimo, że to większość ma wystarczającą siłę by samemu kształtować swoją rzeczywistość, to im bardziej rozmyte, czy ośmieszone będą jej wartości, tym bardziej rozlany i w rezultacie słaby będzie jej komunikat i tym bliżej będzie jej do stada owiec. Owce, jak to owce - łatwo wodzi się za nos (celowo stosuję tutaj dehumanizację, także tego...). Marcuse zauważył, że siła nie zależy od liczebności grupy, a od siły jej przekonań, etosu.

Ten rozwlekły i miejscami chaotyczny nawis teorii jest naprawdę ważny - dlatego zależało mi aby w miare dokładnie go opisać. Wspomniane wyżej teorie, mogą pozornie wydawać się nieszkodliwe. Mogą jednak posłużyć do zrozumienia konstruktów, jakie serwowane są nam przez mainstreamowe media, które kształtują przestrzeń publiczną, wyjaśniają także kreację różnego rodzaju pojęć i przekonań masowych. Dzieje się tak między innymi za sprawą pojęć społecznego dyskursu i negocjowanej prawdy, gdzie prawda miałaby być wspólnie wypracowywana – czujecie co się dzieje kiedy wyrazista mniejszość będzie zmagać się z deprecjonowaną i rozmemłaną, wielogłosową większością? Wiadomo czyje będzie na wierzchu...

Gdyby ktoś nie wiedział o co tu chodzi… Pokazuję i objaśniam. Tak jak wspomniałem wcześniej, chodzi o rząd dusz, podporządkowany zasadom kreowanym przez mniejszość.

Hardcore, człowiek z wartościami i zasadami

Popatrzmy na sytuację, jaka krąży po Europie… Stopniowo rozmywane są społeczeństwa oparte na pierwiastku narodowym, buduje się coraz bardziej zawikłane koncepcje rodziny, negocjuje się nawet tak pierwotne rzeczy jak płeć, poprawność polityczna zamyka usta dziennikarzom, a w imię wyrównywania szans równa się w dół. Wypłukiwane są wartości, przez co społeczeństwa są co raz bardziej miękkie i powolne, gasną instynkty i zwinność. I nie ma tu wszystkich potęg starej Europy połączonych w świętej nagonce przeciw temu widmu. (żarcik).

Ale to tylko jedna strona gry…  Powiecie nie, to nie do wiary – cóż zobaczcie, kto siedzi w głównych instytutach społecznych, czym jest Parlament Europejski, i czy aby nie realizuje utopii Altiero Spinelliego?

Ta europejska praca na żywym organizmie w rezultacie potrzebuje elementu zewnętrznego. O ile płeć można negocjować uregulowaniami instytucjonalnymi wspieranymi przez przekaz w głównym nurcie kultury, o tyle z wartościami narodowymi - póki nie wypracuje się wspólnoty federalnej jest trudniej. Teoria głosi, że rozproszenie pierwiastka narodowego może wywołać społeczeństwo multikulturalne.

Zastanówmy się jednak, co stanie się jeśli teoria okaże się błędna w szczególe? Otóż, jaki jest możliwy scenariusz gdy imigranci nie będą się integrować, co więcej stworzą aktywną wyróżniającą się mniejszość – taka mniejszość także będzie miała charakter rewolucyjny… Rozumiecie o co chodzi? Konflikt jest nieunikniony i jak powiedział pewien filozof w buduarze: raz puszczone ciało będzie puszczać się samo. Jesteśmy tego świadkami, rzecz dzieje się jednak aksamitnie, żeby nie powiedzieć zamszowo.

A teraz odpowiedzmy sobie, co się dzieje kiedy dwie strony wojujące, a prezentujące odmienne wartości będą egzystować na tym samym terenie?

Wydaje się, że kluczem byłaby tu obrona tradycyjnych wartości naszej cywilizacji, tej instynktownej reakcji nie spodziewajmy się po instytucjach i politykierach – jeśli coś pójdzie nie tak, te tłuste koty pierwsze dadzą dyla, oni też żywotnie są zainteresowani utrzymaniem swojego dominium - nie zapominajmy, że to właśnie ta mniejszość czerpie profit ze stanu rzeczy…

Właśnie dlatego Przygotowany powinien być hardkorem. Mieć wartości nie tylko na zewnątrz, jak zwierzę pozbawione szkieletu, lecz w środku. Niezniszczalny kręgosłup trzymający w pionie każdego dnia. Tymi wartościami nie ma, co się afiszować. Trzeba nimi żyć, trzeba robić swoje. Jeśli zwykli ludzie będą hardkorami - kto wie, może da się uniknąć najgorszego? Wszystkim nam tego życzę…

Pozdrawiam i na nasłuchu…
Szarak

***
 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego